obozowe why

Moje obozowe „why”

W artykule dotyczącym sekretów udanego obozu pisałam o odkryciu własnego “why”, czyli powodów, dla których robisz to, co robisz oraz wartości, którymi zamierzasz się przy tym kierować. I nawet zaczęłam sobie wypisywać czym ja się kieruję i co dla mnie jest negocjowalne i absolutnie nienegocjowalne i… mój artykuł zaczął się rozrastać ponad miarę. Dlatego zrobiłam szybki backspace i postanowiłam stworzyć osobny artykuł na ten temat. Oto więc on! A w nim moje osobiste odpowiedzi na obozowe “why”.

Dlaczego JA robię obóz?

Zależy mi na tym, aby dzieci i młodzież nie traciły kontaktu z językiem podczas wakacji. Chcę, aby podczas letniego wypoczynku mogły przebywać w przyjaznym środowisku, gdzie zdobędą nowe umiejętności (nie tylko językowe), ale też będą świetnie się bawić.

Jakimi wartościami się kieruję?

Jestem na obozie dla dzieci i dlatego zasługują one na mój czas i uwagę. Chcę proponować im ciekawe i wartościowe zajęcia. Buduję atmosferę bliskości i zaufania. Dbam o to, aby dzieci otoczone były przyjaznymi dorosłymi, którzy będą dla nich wzorem, ale też kimś bliskim, komu na nich zależy.

Jakich efektów oczekuję?

Uśmiechu na twarzy dziecka. Zadowolonych i spokojnych rodziców. Poczucia, że zrobiliśmy obóz na 105%. Niesamowitych wspomnień zabranych do domu i zawartych przyjaźni. (Zwróć uwagę, że w efektach których oczekuję nie ma nic na temat języka! Dla mnie to wartość dodana)

Co jest dla mnie nienegocjowalne?

 Tych rzeczy u mnie po prostu nie ma! Nie wierzę, że mają jakiekolwiek wychowawcze przełożenie, uważam za to, że zwykle są efektem lenistwa kadry bądź nieznajomości praw rządzących pracą z dziećmi (i ludźmi).

kary fizyczne typu “50 pompek za spóźnienie na zbiórkę”

To była jedna z pierwszych rzeczy, której się nauczyłam kiedy zostałam kadrą. Kary fizyczne niczego nie uczą! To po prostu sadystyczne skłonności kadry do sprawiania bólu i czynienia sobie dzieci poddanym. Nie jesteśmy w wojsku, tylko na letnim obozie. Czego za to uczą kary fizyczne? Tego, że ruch nie jest fajny sam w sobie, tylko, że wiąże się z czymś nieprzyjemnym (ochrzanem). Notabene, podobnie działa zmuszanie do czytania książek (“Byłeś niegrzeczny, więc teraz usiądziesz i będziesz przez godzinę czytał”). O karach i nagrodach na pewno jeszcze kiedyś będzie.

– konkurs czystości

Na pewno wynika to po części z moich traumatycznych wspomnień z obozów w czasach młodości. Nigdy nie byłam specjalnie pedantyczna (w zasadzie bardzo daleko mi do czegokolwiek zbliżonego do “porządna”) i niezwykle stresowała mnie dyscyplina porządku narzucana na obozach, połączona z przyznawaniem ocen (niby punkty, ale nie łudźmy się – to to samo co oceny). Zawsze znajdował się przecież ktoś, kto miał ogromne parcie na wynik i terroryzował pozostałych mieszkańców pokoju do codziennego mycia podłóg własną koszulką, aby tylko otrzymać upragnione 6.

Moim zdaniem nie tędy droga. Owszem, pilnujemy czystości. Zwracamy uwagę na to, co się w nich dzieje. Ale nie wprowadzamy chorej kontroli opartej na współzawodnictwie.

postawa “dzieci i ryby głosu nie mają”

Tak, nadal zdarzają się wychowawcy, którzy uważają, że otrzymali od organizatora boskie prawo decydowania o tym, co dzieciom wolno (robić, mówić i jeść), a czego nie. Osobiście uważam, że dziecko ma prawo wyrazić swoje zdanie, ma prawo poprosić o inną opcję oraz ma prawo nie chcieć czegoś zjeść. Nie muszę się zawsze na to zgadzać, ale powinnam chcieć go wysłuchać.

zajęcia typu “macie-gracie”

To chyba mój ulubiony grzeszek kadry (oraz nauczycieli wychowania fizycznego). Niektórym osobom wydaje się, że zajęcia (w skrajnych przypadkach również cały obóz) same się zrobią. Dlatego wystarczy dać dzieciom piłkę i kawałek trawy, a te powinny być w stanie samodzielnie się sobą zająć. Podobnie z kredkami. I plażą. I dyskoteką. Nie chodzi mi zupełnie o to, że trzeba dzieciom zorganizować każdy, absolutnie każdy moment ich dnia. Ale o to, że warto zaplanować ciekawe aktywności i wziąć w nich udział razem z dziećmi. Z tego powstają potem najlepsze obozowe wspomnienia.

– decyzje typu “bo ja tak chcę”

Kierownicy i wychowawcy mają często tendencję do podejmowania samodzielnych decyzji, a następnie ogłaszanie ich jako faktu dokonanego. Co w tym złego? Brak wyjaśnienia. Każdy obóz potrzebuje odpowiedzialnego dorosłego, który podejmie trudne decyzje. Tylko, że warto również pamiętać o tym, aby wyjaśnić z czego one wynikają. Dzieci przyjmują argumenty i potrafią pogodzić się niemal z każdą decyzją, jeśli tylko usłyszą DLACZEGO jest ona konieczna. 

– telefony

To nie jest absolutnie coś, co wyszło ode mnie. Kilka lat temu pracowałam w firmie, która jako pierwsza w Polsce zaczęła wprowadzać testowo ograniczenia w korzystaniu z telefonów na obozach. Dzieci deponowały telefony w sejfie i otrzymywały je na przerwę poobiednią trzy razy w trakcie turnusu. Rodzice mogli kontaktować się z dziećmi przez recepcję. Mimo początkowej niechęci, bardzo szybko przyjęłam ten system również u siebie.

Dlaczego? Bo ma same zalety! Przede wszystkim dzieci nie spędzają czasu wisząc na tik-tokach i youtubach, a zamiast tego szukają kontaktu z innymi uczestnikami. Odpada również aspekt grania do później nocy czy robienia zdjęć kolegom pod prysznicem. I koronny argument, który docenia każdy, kto wprowadzi to rozwiązanie. Problemy trafiają do Ciebie, zanim trafią do rodzica i możesz coś z nimi zrobić, zanim rodzic podniesie larum.

kadra z dziećmi

Zakładam, że nie odkrywam Ameryki, stwierdzając że kadra przyjeżdża na obóz, aby spędzać czas i opiekować się DZIEĆMI. Nie sobą, nie internetem, nie ukochanym kotem, który został w domu. Przez tych kilka dni obozu, kadra zastępuje rodziców, czasem starsze rodzeństwo. Zasługują na czas i uwagę. Na to, aby bawić się z nimi w berka i rozmawiać o chłopakach. Na tym polega ta praca. Wszystkim chowającym się w pokojach i unikających dzieci (tak, zdarzają się tacy), mówię stanowcze „nie”.

Gdzie jestem w stanie znaleźć pole do ustępstw?

– zmiany w planie dnia

Jak pisałam we wcześniejszym artykule, zawsze mam ramowy plan poszczególnych dni (w zależności od roku, bardziej lub mniej szczegółowy). Zwykle z góry planuję na przykład wieczorne aktywności (w poniedziałek ognisko, a w środę dyskoteka), wycieczki czy podział tematyczny zajęć z angielskiego. Czasem jednak wszystko bierze łeb, bo na przykład cały dzień pada, dzieciaki są niewyspane po nocnej grze terenowej, ktoś z kadry się rozchorował czy maluchy bardzo proszą o drugą dyskotekę. Ok, zróbmy to. Często uderza to co prawda w moje poczucie konieczności planowania, ale wiem, że planowanie  jest dla mnie, a obóz dla dzieci. I wracam do swojego “why”.

– przetasowania w grupach

Jestem metodykiem. Wiem, jak ważny jest wyrównany poziom w grupach językowych. Wiem też, że w tej grupie powinny zadziać się takie językowe procesy, a nie inne. I co? I nico. Czasem cały misterny plan i podział musi iść w odstawkę, bo Kasia koniecznie chce być z Helenką i w przeciwnym razie gotowa jest wylać morze łez i prosić rodziców o natychmiastowy odbiór z obozu. Pewnie, mogłabym walczyć i udowadniać swoją rację. Ale po co? To są wakacje Kasi, a nie moje. Język jest wartością dodaną, uśmiech dziecka jest celem.

– poluzowanie grafiku dnia

Za dużo radości. Ok, odpuszczamy. Nie gnam do przodu za wszelką cenę, bo mam program do zrealizowania. Czasem trzeba być Elsą i “let it go”. Możemy przecież poleżeć na trawie gadając o pierdołach i też będzie fajnie. A może nawet lepiej.

– chodzenie w brudnych spodniach

W tym miejscu narażam się mocno niektórym rodzicom oraz sanepidowi, ale co tam. Naprawdę nie mam problemu z tym, że dziecko chodzi cały dzień w upapranych spodniach, szczególnie jeśli samo stwierdziło, że tak właśnie chce wyglądać. Zwracam uwagę kiedy ubranie jest już zdecydowanie nieświeże, jednak wychodzę z założenia, że brudne dziecko to szczęśliwe dziecko. Zresztą, sama też często chodzę w brudnych.

Znacie już moje “why” i nawet moje “how”. I zdaję sobie sprawę, że wcale nie musicie się zgadzać ze wszystkim, co napisałam. A to dlatego, że to “why” jest moje, a wasze jest wasze. I dokładnie tak powinno to wyglądać. Nie chodzi o to, żeby zaczerpnąć czyjeś zasady i bezrefleksyjnie się ich trzymać. Chodzi o to, żeby wymyślić własne, taki z którymi dobrze jest Tobie. I rozpocząć budowę najlepszego obozu świata!